Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 83.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2310   —
Z wielkim trudem udało mi się otrzymać pozwolenie na przyniesienie wam posiłku. Manfredo, czy życzysz sobie czego? Jeżeli tak, napisz na tej kartce i włóż do pustego dzbanka.

— Valgame Dios! — zawołał Manfredo. — Jesteśmy uratowani!
— Jakże wydostaniemy się za mury klasztoru?
— Już moja w tym głowa! Miejmy przede Wszystkim klucz i nóż.
— Wypiszcie wasze żądania na kartce. Musimy oszczędzać świecy. Resztę omówimy po ciemku.
— Słusznie — odezwał się Cortejo. Po głosie jego można było poznać, że znowu wstąpiła weń nadzieja. — Piszcie!
Manfredo wziął ołówek i, podłożywszy pod kartkę kromkę chleba, napisał:

W kancelarii stryja umieszczona jest nad biurkiem kaseta. Znajdziesz w niej kluczyk, który otwiera nasze kajdany. Przynieś ten klucz i jakiś ostry nóż. Oto wszystko, czego nam potrzeba.

Schował do rękawa kartkę i inne przedmioty, znalezione w chlebie, wraz ze zgaszoną świecą.
— Cóż dalej? — szepnął Gasparino Cortejo, gdy zapanowały dawne ciemności.
— Trzeba czekać — odparł lakonicznie Landola. — Oto wszystko.
Czy zabierzemy mego brata i siostrzenicę?