Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 81.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2270   —

mocarstwa, przede wszystkim zaś Hiszpania. Musimy więc poczekać, aż się stosunki w Meksyku ułożą.
— Pozwoliłby mi pan pozostać w pobliżu swej osoby?
— Ależ chętnie. Tego sobie właśnie życzyłem, o to właśnie chciałem prosić. Miałby pan ochotę zostać u mnie oficerem?
Zorski skinął głową i rzekł:
— Sennor, pan przecież wie, że...
— Pst! — przerwał Juarez z uśmiechem. — Domyślam się, że chce mi pan powiedzieć, iż życie pańskie jest dla pana i dla tych, którzy za panem tęsknią, zbyt cenne, by je poświęcać sprawie, która pana bezpośrednio nie obchodzi.
— Ma pan rację. Jestem tego zdania. Myślę, że nie będzie mnie pan fałszywie sądzić.
— Ależ oczywiście! Nie wątpię ani w pańską odwagę, ani w pańskie zdolności. Mimo to chciałbym, by pan u mnie pracował.
— W jakiejże roli, jeżeli nie jako oficer.
— W roli lekarza. Podczas walk lekarze są bardzo potrzebni. Niestety, mamy ich mało. Rozporządzam zaledwie jednym chirugiem.
— Na jak długo chciałby mnie pan zaangażować?
— Na nieokreślony termin. Nie chciałbym sennorowi być przeszkodą. Odejdzie pan, skoro uzna za potrzebne.
— Dobrze. Zgadzam się.
Podali sobie ręce. Juarez rzekł: