Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 81.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2269   —

— Ależ w zupełności wystarczy — zawołał Robert z radością.
Skrzydła fantazji przeniosły go na chwilę do ojczyzny: wszyscy czczą go i poważają jako wybawcę cesarza!...
Juarez, podawszy Robertowi rękę, zwrócił się do Zorskiego.
— Młodemu pańskiemu przyjacielowi zapewne śpieszno; niech jedzie jak najprędzej. Może będzie coś mógł uczynić dla sennority Emilii. Obawiam się o nią ze względu na obecność doktora Hilaria u Maksymiliana. Co do pana, gotów jestem zawsze służyć. Ale dziś mam wielką prośbę.
— Spełnię z pewnością, oczywiście, o ile będzie to w mojej mocy, sennor.
— Co pan zamierza robić w najbliższej przyszłości?
— Nie mam jeszcze określonego planu. Zjawiłem się, aby zameldować, co zaszło. Wiem, że bez pańskiej pomocy nie będziemy mogli uporządkować sprawy Rodrigandów.
— Racja. Trzeba postawić w stan oskarżenia obydwu Cortejów, Landolę, Hilaria i jego bratanka. Byłoby pożądane, aby złożyli obszerne zeznania. Ale i wtedy nie można wydać ważnego wyroku.
— Dlaczego?
— Niech się pan zastanowi nad naszymi obecnymi stosunkami. Przecież nie wiemy, co się jeszcze stać może. Jakiż sąd może rozstrzygnąć tę sprawę?
— Mam wrażenie — pański.
— Potrzebny tu jest trybunał, który uznają inne