Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 80.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2231   —

Wyrwała ręce z jego dłoni, oplotła mu szyję ramionami i zawołała:
— Nie chciałem, aby widział, jak cię kocham, z jakim utęsknieniem na ciebie czekałam!
Mocny Gerard ledwie się powstrzymywał od wybuchu radości. Otoczył ją ramionami, przyciągnął do siebie i zapytał głosem, drżącym ze szczęścia:
— A więc to prawda?
— Tak — powiedziała, kładąc mu głowę na piersi. — Możesz w nią uwierzyć.
— Rezedillo moja! — przytulił ją mocniej. Po chwili odnalazły się ich usta i utonęli w długim pocałunku.
— Kochasz mnie więc, myślałaś o mnie? — szepnął.
— Myślałaś o zwykłym, biednym strzelcu.... O obcym, złym człowieku, który w ojczyźnie swej był....
— Nie mów już o tym nigdy! Bóg ci przebaczył! Bóg da ci szczęście!
— Ale co powie twój ojciec?
Na pięknej jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech.
— Boisz się go?
— Prawie.
— Sławny strzelec boi się starego Pirnera?
— Tak — powtórzył z uśmiechem.
— Niechże i tak będzie! Nie jesteś przecież sam. Znajdziesz we mnie oparcie. Zresztą, ojciec jest w tobie formalnie zakochany.
Przed chwilą oświadczyłem ojcu, że mam za-