Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 80.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2230   —

— Czy masz mi za złe, sennorita, że ośmieliłem się przyjść?
— Nie — szepnęła.
— Ah, płakała pani?
— Trochę — rzekła cicho, uśmiechając się przez łzy.
— Gdybym znał przyczynę tych łez.....
Nie odpowiedziała. Ciągnął więc dalej:
— Gdy przybyłem, była pani na dole?
— Tak.
— I uciekła pani. Teraz zaś nie mówi pani ani słowa.
— Cieszę się, żeś przybył, sennor!
— Naprawdę? — zapytał, ujmując jej dłoń.
— Tak. Cieszę się bardzo.
— A jednak uciekła pani? Przede mną, czy tak?
— Tak — przyznała z wahaniem.
— Dlaczego?
— Nie chciałam, aby mnie pan zaraz zobaczył, bo, bo... Niech mi pan pozwoli nie odpowiedzieć!
Gerard spojrzał na nią badawczo.
— Dałbym jednak wiele, aby usłyszeć tę odpowiedź. Sennorita, błagam, niech pani powie!
Pochyliła główkę i rzekła nieśmiało:
— Nie byłam przecież sama.
— Nie była pani sama? Jak to mam rozumieć?
— Ojciec był na dole.
Ogarnęło go jakieś radosne przeczucie. Pochylił głowę.
— Dlaczegoż nie chciała pani, aby ojciec był świadkiem naszego przywitania?