Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 70.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1970   —

szy do sypialni, zobaczyła, że posłanie jest nietknięte.
— Mój Boże, wcale panienka nie spała?
— Nie — brzmiała odpowiedź. — Przynieś mi czekoladę, a potem wyjeżdżam.
Była godzina ósma, pora za wczesna na wizyty, kiedy służący pomógł Różyczce wsiąść do powozu.
— Do ministra spraw wojskowych — rzuciła stangretowi.
Powóz ruszył, podczas gdy Robert śnił najpiękniejsze marzenia, które miał później opowiedzieć Różyczce. — —
Jego Ekscelencja nie przyjmował jeszcze. Trzeba było czekać — Stangret na ulicy, a Różyczka w salonie.
Skoro minister wstał, zameldowano mu, iż damaga się rozmowy z nim niejaka panna Zorska. Minister znał dobrze to nazwisko. Ubrał się czym prędzej i wyszedł do niej.
Służący w przedpokoju słyszał długie opowiadanie interesantki, po którym nastąpiła ożywiona rozmowa. Panna Zorska opuściła gabinet ministra z twarzą rozpromienioną radością i zwycięstwem.
Kiedy wróciła do domu, zastała domowników przy śniadaniu. Dziwiono się, że tak wcześnie wyjechała. Gdy wyznała, że była u ministra, zasypano ją tyloma zapytaniami, że musiała opowiedzieć wszystko. — —
Tymczasem Platen zląkł się coniemiara, gdy usłyszał rozkaz ministra. Z koszar pośpieszył do domu, aby się przebrać w strój galowy. Był przeświad-