Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 70.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1969   —

— Widzisz, moja droga Różyczko, to był pocałunek.
Odzyskała swobodę. Zapytała kokieteryjnie:
— Nie tak, jak się całuje ciotkę?
— Starą!
— Z długim nosem!
— I z wielu pigmentami!
Roześmieli się oboje, serdecznie ubawieni plastycznym obrazem starej ciotki.
— Teraz odchodzę — rzekła, jak gdyby się usprawiedliwiając.
— O, jaka szkoda, — ubolewał, jakgdyby miał prawo żądać jej dłuższej obecności.
— Tak być musi. Dowidzenia, drogi Robercie!
— Dowidzenia, moja droga Różyczko! Spróbuję trochę się przespać i na pewno będę o tobie śnił.
— A opowiesz mi sen?
— Chętnie! — —
Kiedy się rozstali, stanął pod drzwiami i, rękę trzymając na sercu, mówił:
— O, jakże kocham, jakże ją kocham!
A ona stała za drzwiami swego pokoju i szeptała:
— Co to było? Co ja uczyniłam! O mój Boże, tego nie mogę powiedzieć mamie, nie, nigdy, nigdy!
Szła po swoim pokoju, dopóki wreszcie nie zapukano i dopóki nie musiała wpuścić służącej. Dziewczyna zdziwiła się wielce, że panienka już nie śpi. Zdumienie jej nie miało granic, skoro, wszedł-