Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 66.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1848   —

natężał słuch, napróżno usiłując uchwycić jakiś dźwięk, drzwi otworzyły się bez szmeru i wszedł Zorski, a za nim ośmiu towarzyszy.
— Czy pan jesteś sennor Hilario?
Doktór Hilario zerwał się i odwrócił. Był tak przerażony, że dopiero po pewnym czasie mógł dobyć głosu.
— To ja. Kim jesteście?
— Wkrótce się pan dowie.
Mówiąc to’ Zorski wszedł do pokoju, a za nim pozostali. Oczy starca wpiły się z niekłamanym przerażeniem w olbrzymią postać Polaka. Czy istotnie ważyłby się podjąć walkę z tymi ludźmi, uzbrorojonymi od stóp do głów?
Skoro drzwi się zamknęły, Zorski zapytał:
— Czy jest pan sam, sennor?
— Tak.
— Nikt nas nie podsłucha?
— Nikt.
— No dobrze; chcę panu oznajmić, że mam do sennora prośbę.
Zorski mówił tonem życzliwym, który uspakajał Hilaria.
— Powiedz mi pan przede wszystkim, czy byłeś uprzedzony o naszym przybyciu?
— Nie. Kto miał mnie uprzedzić? Czy nie przybyli do was wczoraj wieczór pewien pan i pani?
— Nie.
— Nazwiskiem Cortejo?