— Nie. Nie znam tego nazwiska. Żyję nauką i leczeniem chorych, a nie zajmuje się polityką.
— Aha, skądże wiesz, że to nazwisko pozostaje w związku z polityką? Zdradziłeś się, sennor, że znasz je! Nie próbuj nas oszukać. Prowadzisz ożywioną korespondencję ze wszystkimi politykami kraju.
Hilario zląkł się. Skąd mógł o tym wiedzieć Zorski?
— Myli się pan, sennor, rzekł. — Nigdy nie słyszałem o żadnym Corteju.
— To znaczy, że Cortejo i jego córka nie przybyli do pana?
— Nie.
— Nie ukrył ich pan w podziemiach?
— Nie.
— W pobliżu komory, gdzie znajduje się skrytka z pańską, tajną korespondencją?
Teraz naprawdę dreszcz strachu przeszedł doktora.
— Sennor, nie wiem, jakim prawem wtargnął pan do mego mieszkania i stawiasz pytania, których nie pojmuję. Zawołam na pomoc!
— Nie usiłuj, sennor!
— Ma pan wydać nam Corteja i jego córkę.
— Ależ nic o nich nie wiem!
Zorski ścisnął gardło Hilaria tak mocno, że ten mógł tylko odpowiedzieć bełkotem. Stary przeraził się naprawdę. Rozumiejąc, że niebezpiecznie jest się nadal wypierać, wykrztusił:
— Ja — chcę —!
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 66.djvu/17
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 1849 —