Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 65.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1824   —

stalizować , bardziej cenię, niż małomiasteczkowe rozrywki.
Emilia zajęła miejsce na kanapie.
— Chcę pani przez to powiedzieć, że uważa mnie za skrystalizowany charakter? — zapytał.
— Pewnie odpowiedziała, opuszczając oczy. — Nienawidzę wszystkiego, co jest niedowarzone, niepełne, niewyraźne, Nigdybym nie ceniła człowieka, który wewnętrznie i zewnętrznie jeszcze się rozwija.
— Ale zapomina pani, że w chwili, z którą się kończy rozwój, rozpoczyna się upadek.
— O, nazywa pan to upadkiem, sennor Hilario? Skoro człowiek może tracić siły swego ciała i ducha, jest to raczej dowodem obfitości i bogactwa tych sił.
Hilario chciał jej odpowiedzieć, ale nie mógł, gdyż weszła stara służąca, wnosząc czekoladę. Skoro się oddaliła, nalał swemu gościowi filiżankę.
— Pij pani, sennorita! Po raz pierwszy świadczy mi pani ten honor; dałbym wiele, bym mógł tego szczęścia codzień dostąpić.
— Uważa pan to istotnie za szczęście?
— O tak, za najwyższe szczęście. Pragnąłbym, aby pani była nie tylko gościem, lecz i mieszkanką tego domu. Jaka szkoda, że musi go pani opuścić, skoro tylko wyjdą Francuzi!
— Francuzi? Cóż mnie obchodzą?
Hilario się zdziwił.
— Sądziłem, że pani należy do nich. Uważają tu powszechnie, że jest pani żoną czy wdową po jednym z oficerów.
Emilia roześmiała się wesoło.