Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 65.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1825   —

— Mylą się bardzo — rzekła. — Czy wyglądam jak stara kobieta lub wdowa?
Oko doktora pożądliwie obrzuciło jej czarującą postać.
— Stara? O, sennorita, co pani myśli? Zwyciężyłaby pani samą boginię Venus, gdyby śmiała iść z panią w zawody.
— Zbyt wielki komplement przestaje być komplementem, sennor!
— O, mówię tylko prawdę! — zawołał z zapałem. — A więc nie jest pani związana z Francuzami? Ale czemu jeździsz z nimi?
— Gdyż ochraniają mnie i odwiozą bezpiecznie do Meksyku. Postanowiłam bowiem opuścić Chihuahua, gdzie byłam bardzo samotna, i zamieszkać w stolicy. Oczywiście, ze względu na chaos i niepokój w kraju, chętnie skorzystałam z takiej straży.
— Nie miała pani krewnych w Cihuahua?
— Nie. Jestem w życiu samotna.
— Ale co panią skierowało do Meksyku, sennorita?
Emilia opuściła powieki i zarumieniła się tak naturalnie, że tylko wielkie doświadczenie mogło ten rumieniec wywołać.
— To pytanie wprawia mnie w zakłopotanie, — szepnęła.
— Proszę mi wybaczyć. Ale tak bardzo interesuje się panią, że sądziłem, iż mogę zadać je pani.
— Dziękuję panu. Widzę, że wobec sennora powinnam być otwarta. Szanuję pana i cenię, i dowiodę tego panu, udzielając odpowiedzi. Każda