Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 65.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1823   —

Był wieczór; sennor Hilario siedział swojej celi i ślęczał nad starymi lekarskimi księgami. Pokój był nader skromnie urządzony. Jedyne, co zwracało uwagę, — to liczne klucze, wiszące na ścianach. Doktor był to mały, szczupły mężczyzna, łysy jak kolano. Zacięty wyraz czynił Hilaria podobnym do buldoga. Rozpoczął już prawdopodobnie szósty krzyżyk, mimo że był jeszcze dosyć rzeźki.
Zapukano cicho do drzwi. Usłyszał i uśmiechnął się w sposób trudny do opisania.
— Wejść! — rzekł głosem jak najmilszym.
Drzwi otworzyły się i weszła — ale kto? Sennorita Emilia, szpieg prezydenta Juareza z Chihuahua.
— Dobry wieczór, piękna sennorita, — odpowiedział, zamykając księgę i podnosząc się ze starego krzesła.
— Mam nadzieję, że nie przeszkadzam panu, — uśmiechnęła się dama.
— Przeszkadzać, senorita? Ależ, cóż znowu? Jestem w każdej chwili do pani dyspozycji. Dlatego pozwoliłem sobie zapytać panią, czy nie zechciałby wypić ze mną wieczornej czekolady.
— Chętnie przyjęłam pańskie zaproszenie, gdyż w ten sposób zabiję nudę wieczoru.
— Sama pani sobie winna za tę nudę. Dlaczego pani zamieszkała u mnie, a nie na dole w mieście? Tam nie brak rozrywek.
— Dziękuję za te rozrywki! Rozmowę z człowiekiem, któremu długie życie pozwoliło się skry-