Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 63.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1750   —

tylko na hacjendzie. A do tego potrzebna nam pańska pomoc, sennor Juarez.
— Czego pragniecie? — zapytał prezydent.
— Z przejętego listu córki Corteja wynika, że w hacjendzie zebrała się większa ilość zwolenników Corteja. Potrzebujemy zatem ludzi, sennor.
— Ilu?
— Kto wie! Nie mam pojęcia, ilu kwateruje w hacjendzie.
— A więc zobaczymy, ilu będę mógł wam odstapić. Uczynię, co mogę. Hacjenda jest ważną placówką; przecież leży wpobliżu wielkiej drogi z Południa na Północ. Jestem gotów do największych wysiłków, ażeby zdobyć hacjendę i Corteja. — Sądzę, że powinniśmy już wyruszyć, gdyż musimy co rychlej przybyć do Monclovy.
— Musimy, niestety, czekać na łodzie.
— Kiedy powrócą?
— Najwcześniej za godzinę.
— Odbijemy sobie tę zwłokę, wzmagając działalność parowca.
Zorski miał słuszność. Apacze wrócili w łodziach dopiero po upływie godziny. Oba parowce były rozpalone i gotowe do wyjazdu. Poleciwszy czerwonym wrócić do obozu drogą, tego dnia przebytą, pożaglowano.
Podczas jazdy Juarez miał dosyć czasu, aby się porozumieć z lordem. Sporządzili układ na papierze i podpisali go własnoręcznie. W gąszczach Rio Grande del Norte został zawarty pakt, który zmusił Napoleona do wycofania wojsk z Meksyku i odstąpienia władzy nad krajem Juarezowi.