Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 63.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1751   —

— Chciałbym wcześniej dotrzeć do hacjendy, niż Cortejo, rzekł Zorski do Mariana.
— To byłoby świetne.
— Ponieważ niewiadomo, ilu się tam zebrało ludzi Corteja, przeto przydałoby się nam tysiąc jeźdźców, cóż jednak, Juarez nie może nam dać tylu.
— A więc weźmy mniej! — zawołał Mariano. — Czemu nie moglibyśmy zdobyć hacjendy z mniejszym oddziałem? Nie liczba, lecz odwaga stanowi o zwycięstwie.
— Podzielam twoje zdanie. Przebiegłością można również zdobyć hacjendę, ale droga jeszcze niepewna; może Francuzi będą usiłowali odzyskać straconą Monclovę.
— W takim razie Cortejo ujdzie nam żywcem. Wcześniej od nas dotrze do hacjendy.
— Zapominasz, że musi jechać okólnymi drogami, gdyż lęka się Francuzów nie mniej, niż nas.
— To prawda. Jeśli Juarez się pośpieszy i jeśli nie będziemy szczędzili koni, może wyprzedzimy Corteja.
— Przypuszczam też, że jest ślepy i, mimo że ma towarzysza, bezradny. W każdym razie oczy dolegają mu bardzo. Zapewno trapi go febra. To ogromnie zahamuje szybkość jego jazdy.


ZNAK MIKSTEKÓW.

Tymczasem parowce i łodzie przebywały znaczną przestrzeń. Sępi Dziób stał na mostku