Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 61.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1698   —

Jeśli mnie nawet schwytają, to umknę. A następnie pośpieszę do Juareza.
— A w jaki sposób?
Zapytany wystrzelił śliną ku rzece.
— Oczywiście konno,
— Nie posiadając wierzchowca?
— Ja nie posiadam, ale oni tam pewno mają rumaków poddostatkiem. Zresztą, znam dobrze ten zakątek. Teraz jest jeszcze dosyć jasno; zanim noc zapadnie, dotrę do prerii i o świcie, o ile tylko koń okaże się znośny, będę u Juareza. Prezydent nie będzie zwlekał, aby schwytać za czuprynę tych łotrów.
— Ale w jaki sposób będę wiedział, czy się z panem wrogo obejdą, i czy pan umknął?
— Napaść stwierdzicie na własne oczy, a ucieczkę — uszami. Czy zna pan krzyk meksykańskiego sępa?
— Tak; bardzo dobrze.
— Otóż, jeśli wydam taki krzyk, to znaczy, żem wolny. Przy drugim okrzyku — siedzę na koniu, a przy trzecim jestem już zupełnie przeświadczony ,że umknę. Skoro zaś usłyszycie zdala czwarty okrzyk, to wiedźcie, że jestem w drodze do Juareza.
— Będziemy bacznie uważać, mister.
— Dobrze. Zatem przygoda może się rozpocząć.
Sępi Dziób sięgnął do kieszeni spodni, świeżych jak prosto z igły, wyciągnął potężną szczyptę tabaki do żucia i odgryzł, ile się dało.