Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 44.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1218   —

wezyra do Berbery, sam zaś przybył do mnie, do Zeyli. Muszę słuchać życzeń tego możnego władcy, zemsta jego jest bowiem straszliwa.
— Czy zabrane skarby przedstawiają wielką wartość?
— Składają się z wielkiej ilości złota, pięknych sukien i miljonowych klejnotów. Można kupić za nie kraj cały.
— A niewolnicy zbiegli statkiem?
— Nie. Zabrali wprawdzie najlepsze i najszybsze wielbłądy i dotarli do wybrzeża szybciej, aniżeli pościg, ale wiemy doskonale, ze ostatnich czasach nie pokazał się żaden statek, na morzu hulał silny wiatr południowy, który jest tak groźny, że każdy statek unikać go musi. Zresztą, wysłałem znaczną część mojej floty, aby ich szukała Znajdą zbiegów z pewnością.
Kapitan zamyślił się Przeszła mu przez głowę pewna myśl: obydwaj męzczyźni byli Hiszpanami, dziewczyna z pewnością także W jaki sposób dostali się wszyscy w ręce osławionego z okrucieństw sułtana Harraru? Musieli to być ludzie odważni i gotowi na wszystko, a więc z nieprzeciętnego pochodzący stanu. Znajdowali się bezwątpienia w fatalnem położeniu. Kapitan, chrześcijanin i dzielny marynarz, uważał za swój obowiązek spróbować, czy nie uda mu się zbiegom dopomóc. Dlatego zapytał napozór obojętnie:
— A czy nie dowiedzieliście się o nich niczego? Nie natrafiliście na ślad?
Twarz gubernatora nabrała złośliwego wyrazu; oczy zabłysły szyderczo. Stwierdził z dzikiem zadowoleniem: