Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 43.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1190   —

zaskoczono, — rzekł hrabia Fernando do Mindrella, poczem wszedł do więzienia i zamknął drzwi za sobą. W więzieniu panowała cisza oczekiwania. Jeńcy wiedzieli, że ktoś wszedł; mogło to być, przy okrucieństwie sułtana, dla każdego z nich równoznaczne z wyrokiem śmierci.
— Czy jest tu pośród was ktoś z wolnych Somali? — zapytał hrabia.
— Jest — odparły dwa głosy.
— Aż dwóch! Do jakiego szczepu należycie?
— Do szczepu Zareb; jesteśmy tu dwaj, ojciec i syn, — rzekł jeden z nich.
— Dobrze. Pójdziecie za mną, nie mówiąc ani słowa. Im bardziej będziecie posłuszni, tem lepiej dla was. Posłuszeństwo przyniesie wam wolność.
Wyciągnął zabrany klucz od kajdan i zbliżył się do tego, który mu odpowiedział, chcąc go uwolnić z łańcucha. Kajdan, krępujących ręce i nogi jeńca, hrabia nie zdjął.
— Gdzie drugi? — zapytał.
Zbliżył się i tamten; hrabia oswobodził go z łatwością mimo grobowych ciemności.
— Wychodźcie teraz! — zawołał.
Obydwaj jeńcy musieli na chwilę zatrzymać się pod drzwiami, dopóki don Fernando, z pomocą Mindrella, nie przeniósł do wnętrza napadniętego strażnika i nie zaryglował drzwi za sobą. Hrabia uszedł z dwoma jeńcami kilkanaście kroków. Gdy już upewnił się, że pozostali nie będą mogli posłyszeć ich rozmowy, rzekł:
— Odpowiadajcie jak najciszej. Dlaczego zostaliście schwytani?