Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 43.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1191   —

— Żyliśmy w spokoju, — odpowiedział starszy — lecz sułtan napadł na nas, ponieważ ktoś z naszego szczepu ukradł mu konia.
— Jak długo już jesteście w niewoli?
— Dwa lata.
— To straszne. I chcecie być znowu wolni?
— Tęskno nam za swoimi. Kimże jesteś, tajemniczy panie?
— Jesteście wolnymi Somali i dlatego ufam wam. Towarzysz mój i ja byliśmy dotychczas jeńcami, tak samo jak i wy, ale wyprowadziliśmy sułtana w pole i chcemy zbiec. Szukamy najkrótszej drogi do morza; potrzebujemy przewodnika, abbana. Na wybrzeżu otrzymamy złoto, a wtedy nie ominie was zapłata. Jeżeli jeden z was chce być naszym przewodnikiem i obrońcą, uwolnimy go z więzów i zabierzemy ze sobą. Odpowiadajcie szybko; nie mam czasu.
— Panie, weź nas obydwóch ze sobą! — rzekli jednocześnie.
— Dobrze. Czy przysięgacie, że będziecie mnie i tych, którzy są ze mną, ochraniać przed waszymi ludźmi i wszystkimi wrogami?
— Przysięgamy,
— Przysięgacie na Allaha i na brodę Mahometa?
— Tak, na Allaha, na brodę Mahometa i na świętych kalifów!
Po tej przysiędze, którejby się nie odważył złamać żaden pobożny mahometanin, zwolniono ich z reszty więzów. Udali się z Mindrellem do szopy, w której stały wielbłądy; don Fernando wrócił do Emmy. Ucieszyła się i uspokoiła na jego widok. Spięła włosy do