Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 40.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1127   —

Przy tych słowach wskazała na ścianę, na której wisiała fotografja Zorskiego. Pani Zorska zdjęła ją i położyła na łóżku obok dziecka. Róża przyjrzała się dziecku i fotografji, porównując.
— Czy podobna do niego? — zapytała cicho.
— Bardzo — odparła zapytana z uśmiechem, bo też trudno w noworodku określić jakie podobieństwo.
— Ach, gdyby mój poczciwy, dobry Carlos wiedział o tem!
Z oczu Róży popłynęły łzy; zaczęła modlić się za tym, który był gdzieś daleko. Błądziła wzrokiem od dziecka do fotografji; wreszcie zmęczona zasnęła. We śnie radość i szczęście matki mąciły rozpacz i smutek kobiety, która wie, że ukochany jest gdzieś daleko, narażony na nędzę i niebezpieczeństwo. —
Po kilku tygodniach dziecko zostało ochrzczone. Rodzicami chrzestnymi byli pani Zorska i kapitan Rudowski. Dziecko otrzymało imię matki; zdrobniale nazywano je Różyczką.
Radość życia domowego mąciła tęsknota za bliskimi, o których wszelki słuch zaginął. Przeszedł rok, przeszedł drugi, zdawało się, że zginęli. Róża uważała się już za wdowę. Gdyby nie Różyczka, nie przeżyłaby swej rozpaczy. Całą miłość swą i czułość zwróciła kierunku córki i ojca, który powoli wracał do zdrowia. —
Upłynęły trzy lata od narodzin Różyczki. Róża spacerowała z kapitanem po lesie. Był piękny dzień letni. Przechadzając się, myśleli o zaginionych ukochanych i o dawnych minionych czasach. Nagle coś zajaśniało w zaroślach. Podeszli bliżej i zobaczyli Ró-