Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 36.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   996   —

— Nie powiem.
W tej chwili Bawole Czoło wyciągnął nóż, pokazał go związanemu i zapytał:
— Gdzie jest Karia, moja stiostra?
Meksykanin uparcie milczał. Nie znał Indian. Naczelnik Mizteków dodał spokojnym głosem.
— Odpowiadaj!
— Nie powiem!
— Więc umrzesz. Tylko umarli milczą. Ale śmierć twoja nie nastąpi szybko, powoli będziesz umierał.
Rozciął brzuch Meksykaninowi jednym cięciem tak, że wnętrzności zaraz wyszły na wierzch. Drab krzyknął przeraźliwie. Zrozumiał, że nie ujdzie śmierci i krzyknął:
— Przeklęta czerwona skóro, niczego się odemnie nie dowiesz! — I zwracając się do swoich towarzyszy dodał:
— Tysiąc razy przeklęty będzie ten, który powie, gdzie są pojmani!
— Wszyscy zginą tak, jak i ty! — rzekł Bawole Czoło z zimną krwią.
Przyłożył drugiemu nóż do ciała.
— Czy ty także będziesz milczał, czy powiesz gdzie są?
Człowiek namyślał się minutę. Chciał wprawdzie uratować swoje życie, ale też nie pragnął ściągnąć na siebie przekleństwa innych. Jedna minuta rozstrzygnęła jednak o jego losie. Nie chciał tak długo czekać Mizteka. I tego rozciął.
— Gińcie jak psy! — rzekł. Przystąpił do trze-