Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 34.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   941   —

nie. — Wiem, że Verdoja znajduje się teraz w Potosi pod Juarezem.
— Ha! Pan, widzę, jest lepiej ode mnie poinformowany.
— Bez wątpienia. Mam rozkaz zakwaterowania się w tej hacjendzie.
— Z całym szwadronem? Na koszt hacjendy?
— Naturalnie.
— Nie mogę się na to zgodzić!
— Jakim prawem?
— Jestem właścicielem hacjendy, nazywam się Verdoja.
— Pan jest krewnym właściciela?
— Jestem właścicielem. Znajduję się tu, a nie w Potosi. Widzi pan więc, kto z nas obu jest lepiej poinformowany!
— A więc to była pomyłka?
— Zdaje się. Właśnie doglądam moich vaqueros. Muszę odjechać, a podróży tej nie mogę odłożyć. Proszę się rozkwaterować wedle upodobania, lecz pamiętajcie również, że nie odpowiadam za to, co tu uczynicie. Adieu!
Dosiadł swego konia i odjechał, nie spojrzawszy nawet na dragona.
Dotarł do piramid przez nikogo nie spostrzeżony. Zsiadł z konia, zaprowadził go w gąszcz i przywiązał.
Do tego gąszczu przytykała rozpadła skala, w której zagłębieniach rósł mech. Przy ziemi zagłębienia te były większe.
Verdoja przykląkł i podsadził ramię pod ska-