Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 34.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   947   —

tarkę. Oświadczył on przy tym, że do góry nie trzeba będzie go wciągać, gdyż sam się wdrapie przy pomocy liny.
Mieli ze sobą cztery dzbany wody, więc polano nią linę, by uczynić ją elastyczną.
W imię Boże! Teraz na dół! — rzekł Mariano, spuszczając się w otchłań.
Helmer był silny i potrafił go utrzymać. Wkrótce śmiały młodzieniec zniknął z oczu towarzyszy w czarnej gardzieli.
Helmer powoli spuszczał linę, zaś obie dziewczyny, klęcząc na brzegu studni, przyglądały się ciągle znikającemu blaskowi latarki Mariana.
— Na Boga! Przecież on się może udusić! — krzyknęła Emma. — Studnia jest bardzo głęboka, może się w niej wytwarzają śmiercionośne gazy? O tym przedtem nie pomyślano, ale Helmer zaprzeczył ruchem głowy i zapytał:
— Czy sennorita słyszy jęki Verdoji?
— Tak, ach, jak one okropnie brzmią!
— A więc te jęki świadczą o tym, że on jeszcze żyje. A byłby się już dawno udusił, gdyby na dnie tej studni były jakieś trujące gazy.
Po jakimś czasie zauważono, że lina już się nie napina, był to znak, że Mariano znajduje się na dnie studni. Wszyscy oczekiwali w naprężeniu następnych wypadków.
Mariano stał na skale, która zewsząd była otoczona piaszczystą warstwą ziemi.
Obejrzał się i ujrzał Verdoję. Leżał on zgięty w kłębek i jęczał tak straszliwie, że wprost nie można było na niego patrzeć. Wargi okryte krwa-