Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 32.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   882   —

— Nie, na niego można liczyć. Sądzę, że nas Zorski podsłuchał. Musiał przypadkowo być na miejscu naszej rozmowy. Dlatego dzisiaj umówię się z nim gdzieindziej. Chodźmy.
Pardero musiał się na razie zadowolić tym objaśnieniem i jechał kłusem razem z kapitanem.
Zaraz po ich wyjeździe z hacjendy Zorski z porucznikiem dosiedli koni i udali się w stronę jaru, gdzie leżał kamień. Zsiadłszy z koni, doszli do prowizorycznej poczty i ukryli się w krzakach.
Długo czekali na przybycie Verdoji i Pardero. Gdy ci przyjechali. Verdoja podniósł kamień i wsunął pod niego karteczkę. Nasłuchiwał parę minut, czy się coś w krzakach nie porusza, potem wsiadł na konia i odjechali.
Teraz Zorski i porucznik wyszli z ukrycia. Lekarz podniósł kamień i wyjął kartkę.
— Pardero był z nim — rzekł porucznik — więc i on jest wtajemniczony w tę całą aferę. Czy można przeczytać karteczkę, sennor?
Zorski spojrzał na nią i dał ją porucznikowi.

„Bądź w pobliżu tego miejsca. O północy spotkam się z tobą koło kamienia. Musisz się usprawiedliwić“.

I tym razem nie było podpisu. Porucznik zapytał:
— A więc to przeznaczone dla tego, który miał panów zastrzelić?
— Tak jest, ale człowiek ten nie przyjdzie o północy, gdyż znajduje się w mojej mocy. Jest więźniem w hacjendzie. Chodźmy do koni. Skoro