Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 32.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   881   —

— Ostatnie słowa były chytrym wyrachowaniem, Miały Pardera nakłonić do pomocy kapitanowi.
— A to zadziwiające — rzekł tenże. — Czy wolno zapytać o imię?
— Teraz jeszcze nie. Ten Zorski jest czymś więcej aniżeli się wydaje. Od jego zniknięcia zależy powodzenie dalekosiężnych planów, a ten, który je spowoduje, może liczyć na wielką wdzięczność. Może pan sobie zdać sprawę z tego, że nie wdawałbym się w niebezpieczną sprawę, gdybym nie wiedział, że przez to otwiera mi się kariera, o jakiej nie mógłbym nigdy marzyć nawet.
Wszystko to było wierutnym kłamstwem, obliczonym na złowienie porucznika. Udało mu się też to znakomicie.
— Sądzisz, że i mnie wynagrodzą, gdybym panu pomógł?
— Tak samo, jak i mnie. Przede wszystkim możemy się spodziewać awansu i znacznej nagrody pieniężnej. Czy mogę liczyć na pana?
— Oczywiście, kapitanie! Z największą gotowością jestem do usług. Proszę mi tylko dać wskazówki, co mam uczynić.
— Teraz jeszcze sam nie wiem. Przede wszystkim muszę się dowiedzieć, dlaczego ten najęty człowiek nie przybył. Dam mu znak, że dzisiaj wieczorem chcę się z nim widzieć. Rozmówię się z nim, podam warunki.
— Ale jak się Zorski dowiedział o tej całej sprawie?
— To zagadka...
— Ten rozbójnik chyba jej nie zdradził?!