Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 27.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   747   —

— Jeden tylko jest na świecie człowiek, który mi może poradzić w tej sprawie. A jest nim doktór Zorski, który wydaje mi się bohaterem w całym znaczeniu tego słowa. Nie znam go wprawdzie osobiście, ale to, co słyszałem o nim, wystarcza zupełnie, by mu zaufać.
Zadzwonił na sługę i kazał się ubrać. Dziś nie zabrał ze sobą powozu. Wprawdzie w Meksyku jest hańbą dla takiego pana iść piechotą ulicami miasta, lord jednak mimo to powziął zamiar udać się pieszo do hotelu, w którym mieszkał doktór.
Zorski zdziwił się niezmiernie, że w tak krótkim czasie po jego przyjeździe znalazł się ktoś, kto chce z nim porozmawiać.
Gdy lord wszedł do pokoju, Zorski zrozumiał, że ma przed sobą arystokratę, a oczy lorda spoczęły z widoczną satysfakcją na olbrzymiej postaci i otwartej twarzy Polaka.
— Pragnął pan pomówić ze mną? — zapytał Zorski dźwięcznym hiszpańskim językiem.
— Tak — odpowiedział lord. — Może panu będzie wygodniej rozmawiać w języku niemieckim? Jestem Anglikiem. Nazwisko moje Lindsay.
— Czy lord Lindsay, ojciec — — —
— Zgadł pan.
— A, w takim razie proszę usiąść, sir. Nie spodziewałem się takich odwiedzin.
— Bo też są nieoczekiwane — rzekł lord. — Ale zdaje mi się, że pan odgaduje ich przyczynę?
— Może — odparł, skłoniwszy się poważnie.
— Proszę przede wszystkim przyjąć podziękę,