Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 27.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   748   —

panie doktorze, za grzeczność, wyrządzoną mojej córce.
— Ależ proszę. Uczyniłem to, co uczyniliby każdy mężczyzna na moim miejscu.
— Wobec tego porozmawiamy o nieco ważniejszych sprawach.
— Czy o moim przyjacielu? — zapytał Zorski.
— Tak, mam na myśli znajomość tego pana z moją córką.
— Widzę, że miss Amy o wszystkim panu opowiedziała.
— O, nie mogło być inaczej. Ufa swemu ojcu. Czy zna pan dobrze tego człowieka?
— Znam.
— I jego stosunki?
— Tak.
— I jego awanturniczą przeszłość?
— Proszę mnie tylko dokładnie zrozumieć — rzekł Zorski. — Pytał mnie pan, czy znam stosunki mego przyjaciela. Jest on, krótko mówiąc, wychowankiem bandy zbójeckiej, od której uciekł.
— Ale czy ten wychowanek rabusiów ma jakąś przyszłość przed sobą?
— Prawdopodobnie — odparł doktór.
— Jaką?
Zorski wzruszył ramionami. Nie znał on lorda i nie mógł wiedzieć co zasadniczo skłoniło go do złożenia mu wizyty. Zachowywał się więc ostrożnie.
— Mówi pan z ogromną rezerwą, panie Zorski — rzekł Lindsay. — Niech pan przyjmie do wiadomości, że niczego bardziej nie pragnę, jak szczęś-