Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 26.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   719   —

mu wasza oświeconość ofiaruje rękę swej córki, to musi wiedzieć, gdzie on się teraz znajduje.
— Tu jestem, ojcze! — zawołano ode drzwi.
Otto wszedł do pokoju i ujął ojca za rękę.
— Co? tutaj? — zapytał rotmistrz. — Przecież ci zakazałem. Udowodnij mi naprzód, że to co słyszałem jest prawdą.
— To prawda, wszystko prawda! — potwierdziła Flora.
Podeszła bliżej i ucałowała swego narzeczonego, a potem zarzuciła ręce na szyję rotmistrza.
— Ty się już nie gniewasz na niego, nieprawdaż, tatku? — mówiła pieszczotliwie. — On cię tak bardzo kocha, tak tęsknił za tobą!
Stary tarł ręką czoło i zapytał:
— Księżniczko, czy to prawda, to ty ściskasz starego Rudowskiego?
— O, całuję go nawet, bo go bardzo kocham!
Nim się spostrzegł, już czuł jej pocałunek na swych ustach.
Wtedy jął machać rękami w powietrzu i wołać:
— Toż to istna prawda! Moje synisko żeni się z księżniczką! Toż to chłop, przed którym musi mieć respekt nawet królewicz! Zwycięstwo! A te draby mają mi zaraz chwycić za rogi myśliwskie i uciąć trzydzieści tysięcy fanfar, dopóki im tchu starczy!
W tym momencie zniknął wierny Ludwik. Rotmistrz zaś zawołał:
— Chodźcie, dzieci, niech was przycisnę do serca! Przebaczcie staremu Rudowskiemu, że był