Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 26.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   715   —

wet, a więc rozpoczynaj! — rzekł książę z satysfakcją w głosie.
— Teraz? Jakże to, ekscelencjo?
— Sądzę, że mógłbyś tę damę w tej chwili zapytać, czy chce mnie i nas wszystkich uszczęśliwić swą zgodą.
— Ależ to tak wygląda, jakby ta dama była tutaj!
— Naturalnie, znajduje się między nami. Flora, siedzisz tam, obok pana rotmistrza, wymień mu imię tej damy.
Flora nachyliła się do rotmistrza i szepnęła mu imię. Usłyszawszy je, rotmistrz wstał:
— Żartuje waszmość książę. Ale mówię księciu, że moja poczciwa pani Zorska nie jest damą, względem której można sobie pozwolić na żarty.
— Ależ ja wcale nie żartuję. Panią Zorską znam jeszcze z Hiszpanii i pokochałem ją gdy była jeszcze panną Wirską. Po tylu latach nareszcie mogę się z nią złączyć. Będę z nią mieszkał w zaciszu, zaś doktora Zorskiego zaadoptuję, przekażę mu koronę książęcą i całą fortunę.
Oznajmienie to było dla Róży, panny Zorskiej i rotmistrza wielką niespodzianką.
Rotmistrz siedział oniemiały.
— Spełnij więc obowiązek, panie rotmistrzu — prosił książę.
Nie wiedząc co począć, nie rozumiejąc sytuacji rotmistrz powodowany poważnym tonem gościa, przybrał możliwie najdostojniejszą postawę i rzeki do pani Zorskiej: