Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 23.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   647   —

— Co minęło, znane mi jest; co przyniesie przyszłość, dowiem się i tak!
— Jaka dumna! — zaśmiała się cyganka. — A może ten pan chce, by mu powróżyć?
I nie czekając odpowiedzi, chwyciła jego rękę i trzymała, ją tak mocno, że chory nie mógł jej wyrwać. Udawała, że przygląda się liniom ręki, potem rzekła:
— Co widzę! Ciemna przeszłość, życie pełne niewierności, fałszu, obłudy, oszustwa. W życiu —
— Przestań! — zawołała Flora. — Milcz, stara! Twoje gusła są zbyteczne! Nie chcę nic słyszeć!
— O, gdyby panienka raczyła posłuchać, dziwiłaby się — — —
— Dziwiłaby — się twojej natarczywości i bezczelności, stara! Znam ciebie i wiem, czego pragniesz!
— Panienka o tym wie? Wyczytała z tej ręki o istnieniu braciszka, którego nie można odnaleźć. O tak, moja panno. Ta zuchwała i uparta cyganka powie tobie, jakiego masz ojca. Przekleństwo idzie za nim w ślad, gdyż on — —
— Milcz! Nie znoszę mściwości! Chcesz dziecko oderwać od ojca, chcesz zjawieniem się swoim wpędzić go w chorobę. Wiesz, gdzie znajduje się jego dziecko, a nie chcesz zdradzić miejsca jego pobytu. Jesteś potworem! Kto nie umie przebaczyć, jest szatanem!
Stała jeszcze chwilę przed cyganką, a potem dała służącemu znak:
— Precz z tą kobietą!