Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 23.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   648   —

Ten schwycił babę za rękę i wyprowadził z podwórza. Nie broniła się. Jeszcze raz się obejrzała i zawołała z piekielnym uśmiechem:
— Nigdy, przenigdy go nie znajdziecie, tego waszego syna książęcego! To moja zemsta!
Książę był wzruszony.
— To szatan, nie kobieta — jęknął. — Ona wie, gdzie on się znajduje. Sądzę, że jeżeli dobrze się z nią obejdziemy, wyjawi nam ona miejsce jego pobytu.
— Widziałeś, ojcze, przed chwilą, że uprzejmością nic u niej nie osiągniesz. Czy ta kobieta ma panować nad księciem Olsunną?... Nie, ojcze! Od kiedy mi wyjawiłeś przyczynę twojej troski, poczuwam się do obowiązku uwolnić cię od niej.
Bóg jest dobrotliwy. Naznaczy drogę, którą powróci do nas twój syn, a mój brat. Jeżeli zajdzie tego potrzeba, władze zdołają zmusić cygankę do odkrycia tajemnicy.
— Doskonała myśl! — zawołał chory z radością. — Twoja stanowczość napawa mnie nadzieją, tak samo, jak ten Zorski zdrowiem... Ale patrz, nadchodzi jakiś gość do nas.
Zbliżającym się był Otto Rudowski.
Nie miał dotychczas pojęcia o wysokim stanowisku społecznym, jakie zajmowała jego ukochana.
Podczas czułego witania się młodej pary, oczy hrabiego badawczo przyglądały się młodzieńcowi, który zbliżył się doń i grzecznie skłoniwszy się, przemówił: