Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 20.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   567   —

pani, a ta poprosiła swego towarzysza, by poczekał na nią w salonie.
— Kim pan jest? — zapytała tancerka bardzo miłym głosem.
— Sennora pozwoli, że przemilczę, mam taki rozkaz. Polecono mi oddać „Królowej słońca“ ten dar.
Poczciwy Alimpo wygłosił bardziej patetyczną mowę, niż mu hrabia polecił. Oddał jej dar i chciał się oddalić. Dała mu znak, by się zatrzymał.
— Ach! — zawołała.
Był to dźwięk szczęścia, zdziwienia i zadowolenia. Oczy jej zabłysły, a pierś zafalowała.
— Pyszne! — zawołała. — I to wszystko ma być moją własnością?
— Tak — odrzekł. — Jeżeli sennorita raczy tylko te dary przyjąć.
— A wolno mi wiedzieć od kogo?
— Nie śmiem powiedzieć.
Odrzuciła dumnie głowę w tył i rzekła:
— Podarunek bogaty, nawet bardzo hojny, nie przyjmę go jednak, jeżeli mi nie odpowiesz na niektóre pytania. Czy szczodry pan jest Hiszpanem?
— Tak. Jest zresztą wdowcem i to nie bardzo młodym, ma dwóch synów.
— Mieszka w Saragossie?
— Na razie tak.
— Często mnie widział w teatrze?
— Nie. Dziś pierwszy raz. Zaraz po przedstawieniu poszedł do jubilera i zakupił te klejnoty.
Twarz jej błyszczała radością i triumfem.