Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 17.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   470   —

Wiedziony żądzą posiadania skarbu, szedł na spotkanie. Udawał wobec Indianki wielką miłość i przywiązanie, lecz pomimo to starał się ją jak najprędzej pożegnać.
— Muszę udać się do jaskini, by się przekonać, czy jest tam istotnie — rzekł hrabia.
Po zapewnieniach dziewczyny, hrabia pożegnał ją i wrócił do swoich komnat. Tutaj słudzy jego byli zajęci pakowaniem tych rzeczy, które chciał zabrać ze sobą. Nie było tego dużo, dlatego uporali się z tym wkrótce.
— Znieście to cicho na dół i osiodłajcie konie. Tam, pod wielkim cedrem, spotkamy się.
Następnie wyszedł, chcąc ich wyprzedzić.
Wtem spostrzegł jasne światło, błyszczące w, oknie pokoju Emmy.
Podszedł bliżej i spojrzał do środka.
W pokoju stała Emma piękniejsza niż zwykle.
Hrabia był oszołomiony, w jednej chwili przesadził okno i znalazł się blisko niej.
Błagał ją o miłość, o jedno cieplejsze słowo.
Ona wystraszona wzywała pomocy. Lecz daremnie, drzwi były zamknięte.
W pewnej chwili padł strzał. To Indianka, zwodzona przez hrabiego, przestrzeliła zamek u drzwi. Jak anioł zemsty stała w nich Karia, trzymając jeszcze dymiącą rusznicę w ręku. Była równie piękna, jak Emma.
— Kłamco! Niewierny! — zawołała.
Wypuścił Emmę z objęć, ale kiedy ujrzał, że rusznica miała tylko jedną lufę, zaśmiał się i chciał