Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 17.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   471   —

znowu chwycić dziewczynę. Wtedy Indianka rzuciła nim taką siłą, że padł na pomost. W tej chwili dały się słyszeć różne głosy, usłyszano strzał i śpieszono z pomocą.
Hrabia zerwał się i wyskoczył przez okno.
— O, święta Madonno! Któż to strzela, cóż to się dzieje? — odezwał się głos hacjendra. który; przybył na pomoc ze służbą.
Równocześnie zagrzmiał w dali wystrzał jeden i drugi, za którym słychać było dwa okrzyki.
— O, Boże, co to? — pytał Arbeles, który wszedł teraz do izby.
— Hrabia napadł na mnie, ojcze.
— Hrabia? Czegóż on chciał, czy dostał się przez okno jak złodziej, a kto tu strzełał? — rzucał pytania Arbeles.
— Ja! — zawołała Indianka pobladłymi usty. — Byłabym go zastrzeliła, gdyby strzelba miała dwie lufy. Wzięłam rusznicę z szafy zbrojowej.
— A któż strzelał tam na dole?
— Nie wiem.
— Ubierzcie się, dzieci, i chodźcie do sali. Trzeba tę rzecz należycie omówić.
Wkrótce zgromadzili się wszyscy mieszkańcy domu. Niedźwiedzie Serce przybył także. Miał u pasa dwa jeszcze krwawiące skalpy.
— Cóż to? — zapytał hacjendro zatrwożony.
— Dwie skóry z głowy — odpowiedział Indianin. — Nie mogłem zasnąć i wyszedłem, by przejść się nocą. Usłyszałem głosy moich sióstr, wołające o pomoc. Usłyszałem to z daleka, bo okno było otwarte. Pośpieszyłem w tę stronę i widziałem, jak