Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 12.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   323   —

— Skocz do kapitana, niech natychmiast przyjdzie.
— Już biegnę.
Natychmiast przybył kapitan i stanął przy] sterniku.
— Co nowego, maat? — zapytał.
— Proszę wziąć lupę i popatrzeć w tył.
Kapitan wziął szkło do ręki, przykładał parę razy do oczu, po czym odezwał się:
— Dałbym się usmażyć, jeśli to nie barka.
— Barka nie. Mynheer, tylko okręt.
— Masz rację! — zawołał kapitan, który tymczasem jeszcze uważniej popatrzył.
— To okręt, trójmasztowiec.
— Ale co za jeden, Mynheer?
— Djabeł wie. Opuść trochę śrubę i zawróć na prawo. Może nas straci z oczu.
Sternik wypełnił rozkaz, ale okazało się, że następujący za nimi okręt również na prawo skręcił.
— Holla, on nas sobie upatrzył — zauważył Mynheer Dangerlahn.
— Tak, żegluje bardzo dobrze. W pół godziny; będzie przy naszym boku.
— Więcej żagli rozwinąć, byśmy zyskali na czasie. Już my go przyjmiemy, jak się należy.
— Holla, chłopcy, pirat za nami! Siatki obronne przeciw hakom, w górę! Broń na pokład i ołów do armatek. Każdy po bitwie otrzyma podwójną porcję i flaszkę rumu.
— Hurra! — ozwały się liczne głosy.
Gdyby kapitan Landola mógł się przypatrzeć