Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 02.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   49   —

— Strzały? — zapytał notariusz — macie zamiar strzelać?
— Tak jest. Strzelamy celnie. Żaden z nas nie chybia nigdy.
— Tak, ale strzały zaalarmują wszystkich mieszkańców zamku. Wolę, żeby wszystko odbyło się pocichu. Spodziewam się, że umiecie używać noży?
— Naturalnie — potwierdził rozbójnik.
— W takim razie zakłujecie go. Kiedy zdechnie, wsadzicie mu nóż do ręki, a my ogłosimy, że popełnił samobójstwo.
„Brygant“ pokręcił głową.
— Nie wiem, czy to się uda — mruknął — to silny chłop, będzie się bronił zaciekle. Choćbyśmy go zarżnęli, nikt wam nie uwierzy, że popełnił samobójstwo.
— To nie wasza sprawa — burknął Kortejo — powiedzcie po prostu, że się go boicie.
— Ja się boję? — obraził się rozbójnik. — Zobaczysz, sennorze, czy ten doktór dożyje do wieczora.
Po chwili zaś spytał:
— No, a jak będzie z zapłatą? Kapitan kazał nam. odebrać pieniądze.
— Przyjdźcie dziś o północy na to samo miejsce; wypłacę wam całą sumę co do grosza, tylko sprawcie się dobrze.
Bandyta skinął głową i znikł w gąszczu

Rozdział 6.
NAPAD BANDYTÓW.

Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy na skraju