Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 01.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   14   —

Rozetta zbladła. Stała niema i wzruszona przed ukochanym, lecz z całej jej postaci biła duma i stanowczość.
Wreszcie zapytała drżącym głosem:
— Sennor Karlos, czy pan mnie nie zapomniał?
— Ja miałbym panią zapomnieć, ja?! — zawołał Zorski. — Całe życie będę pamiętał, że pani serce było moją własnością, że moja dusza znajdowała oddźwięk w duszy pani, że pani oczy patrzyły na mnie z wiarą, te kochały mnie pani myśli i usta. Jakże mogło pani przez myśl przejść coś podobnego? Zapomnieć panią znaczyłoby dla mnie tyle, co umrzeć.
— Niestety, drogi Karlosie, musi to nastąpić wcześniej, czy później. W tej chwili jednak możemy się widzieć, dzięki ci więc, sennorze, żeś przybył.
— Wierzaj mi, sennora — rzekł Zorski z wzruszeniem, że zerwałbym się z łoża śmierci i przybył na twe wezwanie.
— Wierzę ci, sennorze, i cenię twą miłość. Ale nie mówmy teraz o tym. Czy wie pan już, z jakiego powodu wezwałam pana?
— Wiem, sennora, ze względu na chorobę hrabiego.
— Tak, ale nie tylko z tego powodu. Są jeszcze inne sprawy, które mnie bardzo niepokoją. Przeczuwam, że hrabiemu grozi poważne niebezpieczeństwo ze strony ludzi, którzy sprzysięgli się na jego życie.
Dlatego pana wezwałam, drogi przyjacielu, byś mi go pomógł obronić przed zbrodniarzami, kryjącymi się w mroku. Jakże rada jestem, żeś tu przyjechał. Odzyskałam nadzieję, i wierzę, że wszystko skończy się jak najlepiej.