Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 01.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   15   —

— Tak, jeżeli mi ufasz, Rozetto, jestem pewny, że mnie kochasz jeszcze.
Dziewczę złożyło swe maleńkie rączki w mocne ręce doktora i rzekło cicho:
— Tak, Karolu, kocham cię z całej duszy, lecz twoją żoną być nie mogę.
— Dlaczego? — pytał doktór, załamując ręce.
— Dowiesz się o tym jutro. Zrozumiesz, że nasza rozłąka jest koniecznością, naszym smutnym lecz nieuniknionym przeznaczeniem.
— Dlaczego jutro, dlaczego nie dziś — pytał Zorski z żalem.
— Bądź cierpliwy, ukochany. Jutro dowiesz się o tym i zrozumiesz... Ciężko mi... to wypowiedzieć... — urywanym głosem mówiło dziewczę — Karolu, mój miły... drogi... kochany... zrozum mnie i uwierz... Mnie jest niewymownie ciężko. Wierzaj mi. Zamilkła i po chwili dodała: Pozwól mi teraz mówić o tym, co mnie tu sprowadza.
Zorski opanował się i choć serce pękało z bólu, z pozornym spokojem wysłuchiwał jej opowiadania o chorobie hrabiego.
— Hrabia zgodził się wreszcie na operację, wezwał więc swego syna Alfonsa, który do niedawna przebywał w Meksyku. Chciał bowiem, by był obecny podczas operacji i by było komu zaopiekować się córką i rodowym majątkiem w razie jego śmierci.
Hrabianka była małym dzieckiem jeszcze, gdy brat wyjechał i nie pamiętała go wcale. Pobiegła jednak z wiarą i radością na jego spotkanie, chcąc na braterskiej piersi wypłakać swą żałość i lęk o ciężko chorego ojca. Lecz o krok od młodego hrabiego zatrzymała