Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Znachor 01.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  136   —

rzydliwym, nudnym, niegodnym żadnych wysiłków, żadnych walk, żadnych poświęceń...
...Bo gdyby Marysia była uczciwą, szczerą dziewczyną, nie ukrywałaby tej awantury przed nim. Przeciwnie. Wyznałaby wszystko, prosiłaby o obronę jego, nie zaś jakiegoś pana Sobka...
Z za drzew wyłonił się okrągły księżyc. Leszek w ogóle nie lubił księżyca. Tym jednak razem dostrzegł w jego nieprzyjemnej fizjognomii wyraźnie ironiczny uśmiech.
— Jestem jeszcze straszliwie głupi — pomyślał — straszliwie głupi.
I zastanowił się nad tym, co też o całej historii i o jego zachowaniu się powiedzą sobie rodzice.
Gdyby mógł słyszeć ich rozmowę, przekonałby się, że nie różni się z nimi w ocenie swojej mądrości.
Po jego wyjściu państwo Czyńscy milczeli dość długo, wreszcie pani Eleonora westchnęła:
— Martwi mnie bardzo głupota Leszka.
— I ja się nie cieszę — dodał pan Stanisław, wstając — Późno już. Czas spać.

Codziennym zwyczajem pocałował żonę w rękę i w czoło i poszedł do siebie. Po kwadransie był już w łóżku i właśnie zabierał się do czytania „Potopu“, który przed snem stanowił dlań najniezawodniejszy środek na uspokojenie nerwów, oder-