Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nagle znacznie rozumniejsza, niż wszystkie inne kobiety. Skąd jej do głowy takie myśli przychodzą?.. Sam rzeczywiście nigdy nie zastanawiał się nad tem. Czuł, że argumenty, które przed chwilą przytoczył, nie miały żadnej wagi. Mówiąc szczerze, pracował, bo się tak ułożyło, bo tak szło, bo nic nie popchnęło go do szukania zmiany dotychczasowego trybu życia. Ze szkoły technicznej, gdzie kształcił się na mechanika, poszedł do legjonów, bo każdy prawy Polak powinien był pójść, że zaś był wytrwały, sumienny, obowiązkowy i na odwadze mu nie zbywało, a szczęścia trochę miał — awans szedł za awansem. Gdy zaś po pokoju ryskim zaczęły się werfikacje oficerów, bez żalu przyjął do wiadomości, że brak wykształcenia zamyka mu karjerę wojskową. Będąc żywym i przedsiębiorczym, za radą dawnych kolegów zaczął dostawy wojskowe. Najpierw na mniejszą skalę, później na większą, wreszcie nawinęła się taka okazja, że skupił w swojem ręku dostawę wieprzowiny dla kilku garnizonów i to już postawiło go na pewne nogi. Po paru latach, poznawszy gruntownie rynek, przerzucił się na szerszy handel trzodą.
Zmieniał się teren jego działania, zmieniały się jego zajęcia i kwoty dochodów — tylko on sam nie zmieniał się, ani jego tryb życia.
Panu Biesiadowskiemu dobrze było na świecie. Dobrze u ojca w Krośnie przy warsztacie, dobrze w szkole technicznej we Lwowie, dobrze w wojsku, w okopach i intendenturze, i na dostawach, i na giełdzie mięsnej, i w rzeźni, i na targowisku, i w małych knajpkach, gdzie zapijało się tranzakcje, i w wielkich bankach, gdzie załatwiało się sprawy finansowe. A gdy człowiekowi jest dobrze na świecie — czem się ma kłopotać?... Gdy człowiek zajęty jest pracą od wczesnego świtu aż po późny