Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

książki, ani jednego papierka, że wszystko z największą dokładnością zostało ułożone na poprzedniem miejscu, — wybuchało prawdziwe piekło. Zresztą śmietnik powstawał nanowo. Od wybuchu wojny światowej ustały wyprawy warszawskie i zagraniczne pana Michała, wyprawy, z których przywoził stosy książek i odpisów porobionych własnoręcznie z unikatów wyszperanych po różnych bibljotekach. Uznał, że ma już dość materjałów i przystąpił do opracowywania swego dzieła o rewolucji francuskiej.
Owe dzieło stało się z biegiem lat ulubionym tematem kpin i żarcików w całej okolicy. Dookoła osoby pana Michała krążyły niezliczone anegdoty, a nowych nie brakowało nigdy, gdyż pani Aldona Runicka nie umiała i nie lubiła robić tajemnic ze swego pożycia małżeńskiego. Jej namiętność do wygrzebywania ze wszystkiego pikantnych ziarn komizmu i wszelkich drastyczności nie mogła wyrzec się satysfakcji połachotania znajomych opowiadaniami o dziwactwach męża.
Zresztą z równą otwartością popisywała się pani Aldona i własnemi, których jej nie brakowało. Miała pasję uchodzenia za Messalinę i nie pomijała żadnej sposobności, by zgorszyć otoczenie, przerazić je swoją śmiałością, lub wręcz wyuzdaniem. Przy swojej pięćdziesiątce trzymała się jeszcze wcale nieźle. Wysoka, szerokobiodra i potężnobiusta, obficie mięsista, jędrna i żywa w ruchach, mogła się jeszcze podobać i ostatnio miewała dość częste i dość niewybredne awanturki. Gdyby jednak chciano wierzyć jej zapewnieniom, należałoby przyjąć, że w promieniu dziesięciu mil od Wysokich Progów niema ani jednego mężczyzny jako tako zdatnego bez różnicy wieku i pozycji społecznej, któregoby pani Aldona nie „wypróbowała“. Umiała opowiadać o tem z do-