Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cia prawdy, do zamydlenia oczu, do ubrania się w cudze piórka.
Właśnie w niej potępiał, ale i podziwiał tę odwagę, z jaką umiała dobrowolnie wyrzec się pozycji i pozorów. Dobrowolnie i niepotrzebnie. Któż zmuszał ją do przyznawania się, że podróży nie opłaciła z własnej kieszeni, lecz otrzymała ją jako nagrodę na jakimś, przecie ośmieszającym konkursie pasty do zębów! Nawet wolałby zatajenie, wolałby kłamstwo, niż taką bezsensowną i drażniącą otwartość. Bywały chwile, gdy podejrzewał Magdę, iż umyślnie przyznaje się do ojcowskiej jatki i do owej pasty do zębów, by podrażnić jego poczucie dobrego tonu, by poniżyć go wykazaniem, że pomimo wszystko, on, wielki pan, nie potrafi odsunąć się od niej, chociaż ani pochodzeniem ani pozycją nie odpowiada jego wymaganiom.
Dręczyła też Ksawerego chęć odpłacenia jej podobną szczerością, jakąż odczułby ulgę, przyznawszy się do bankructwa, do faktu, że właściwie całym jego majątkiem jest obecnie kilkadziesiąt złotych, jedyna pozostałość po Paryżu i Sewilji, że imponująca książeczka czekowa i dekoracyjnie wypełniające pugilares stare banknoty austrjackie, nie posiadają żadnej innej wartości poza wartością złudzenia. Jakby odetchnął, gdyby mógł jej powiedzieć wszystko. Zaczynając od tego, że ojciec nie jest żadnym uczonym, a tylko manjakiem ze swoją nieszczęsną rewolucją francuską, że za matkę musi tak często rumienić się, że Wysokie Progi zrujnowane zostały właściwie przez pasję utrzymywania się na magnackim poziomie, przez chęć dorównania innym, którzy i tak spoglądali na Runickich zgóry, a teraz niewiadomo czy wogóle raczą poznawać bankrutów. Tak, zaczynając od tego, a kończąc na przyznaniu się, że przybycie okrętu do Gdyni w niedzielę