Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło domyśleć się, że wszyscy uważają ich za kochanków. Oczywiście Runicki zawsze z oburzeniem odpierał aluzje, lecz umiał to zrobić w ten sposób, by bynajmniej podejrzeń nie zachwiać.
Przeciwnie; uważałby się za skompromitowanego, gdyby dowiedzieli się, że nic u Magdy nie wskórał.
Miewał czasami i wyrzuty sumienia na myśl, że opinja taka może uwłaczać Magdzie. Uspokajał je jednak swoim ostentacyjnym szacunkiem, jaki okazywał publicznie Magdzie. Bądź co bądź szacunek Ksawerego Runickiego z Wysokich Progów nie każdej kobiecie trafić się może.
I w inny sposób starał się jej to wynagrodzić: nawet, gdy byli we dwójkę, traktował ją jak księżniczkę.
Robił to zresztą bez wysiłku. Zrodziło się w nim poza wszystkiem innem, jakieś dziwne zaufanie do Magdy, jakieś przeświadczenie, że ona nie zechce nigdy źle go zrozumieć, że pomimo różnicy zdań, w krytycznej chwili znalazłby w niej sojuszniczkę, na której słowach można polegać, w której dobrą wolę niepodobna nie uwierzyć.
O ileż czułby się szczęśliwszy, gdyby mógł jej wyznać wszystko. Gdyby mógł powiedzieć jej, że i jego bogactwo, i wielkopańskość, i Wysokie Progi, że wszystko to stanęło, a raczej zawisło nad krawędzią przeszłości, i że on sam po powrocie do kraju stanie się niczem, dosłownie niczem.
W jaki sposób zareagowałaby na to?...
Nie łudził się. Spojrzałaby nań z lekceważeniem i napewno nie darowałaby mu tej blagi, tej mistyfikacji, ani szastania resztkami, które to szastanie oczywiście scharakteryzowałaby jako głupotę i nieuczciwość. Bo sama nazywała nieuczciwością wszystko to, co zmierzało do ukry-