Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

datku musiał oblać swój awans, gdyż został adjutantem dowódcy brygady.
Na szczęście humory już były w tem stadjum, kiedy zamiłowanie plotkarskie i wścibianie nosa w cudze sprawy nikogo nie dręczy.
Po dłuższym pobycie w restauracji uchwalono przenieść się „do innego żyda“. Całe towarzystwo ulokowało się w dwuch samochodach i pojechało do Wilanowa, stamtąd do nocnego dancingu, potem do drugiego.
Gdy Ksawery nad ranem znalazł się w hotelu i przeliczył pozostałą gotówkę, okazało się, że wydał coś ponad tysiąc złotych.
Próbował robić sobie z tej racji wyrzuty, lecz senność przemogła. Spał do czwartej popołudniu i obudził się z nieznośnym bólem głowy.
— Czy nadeszły moje rzeczy? — zapytał służącego, który przyniósł mu tacę z wodą sodową i cytrynami.
— Tak jest, proszę pana dziedzica.
— Więc przynieście tu i będziecie pakować resztę. O której jest pociąg do Gdyni?...
— O dziesiątej piętnaście.
— No, dobrze.
Dwa proszki od bólu głowy i coś dziesięć cytryn wraz z morzem czarnej kawy zrobiły swoje.
Zdołał skupić tyle uwagi, by wydawać z łóżka dyspozycje pakującemu walizy służącemu. Nie wychodząc z numeru, zjadł kolację, wysłał na dworzec chłopca hotelowego celem zdobycia wolnego miejsca w sleepingu (o czem zapomniał pomyśleć wcześniej), uregulował należność i przed samym odjazdem pociągu był na dworcu.