Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Magda. — Będę pracowała. W każdym razie z głodu nie umrę.
— Bo nie wiem — wtrąciła pani Aldona. — Czy w dzisiejszych ciężkich czasach Ksawery będzie ci mógł służyć jakiemiś alimentami...
— O, może mama o tem nie myśleć. Nie przyjęłabym od niego ani grosza.
— No tak, ale przecież nie możesz naprzykład występować w teatrze. Nazwisko Runickich, jakby ci to powiedzieć, nie nadaje się do sceny.
Magda wzruszyła ramionami:
— Nie mam zamiaru wracać do teatru. Zresztą już będąc żoną Ksawerego występowałam, a zarobione właśnie na scenie pieniądze szły na potrzeby — Runickich. Jednak teraz proszę się nie obawiać. Prawdopodobnie natychmiast po uzyskaniu rozwodu wyjdę zamąż.
Pani Aldona oczywiście zaczęła wypytywać za kogo, a gdy usłyszała nazwisko Raszewskiego, nie mogła wyjść ze zdumienia.
Pod koniec ich rozmowy zjawił się Ksawery. Był już spokojny, opanowany i chłodny. Na indagację matki odpowiedział, że jest bezsilny wobec decyzji Magdy. Z kamienną miną zgodził się przejąć rachunki i kasę. Poczem usiadł w jej sypialni i w milczeniu przyglądał się, jak pakowała rzeczy. Zabierała tylko niedużą walizkę i neseser oraz drugą z wyprawką Tomka.
Przeżycia ubiegłego wieczoru i nieprzespanej nocy, podniecenie nerwowe i największe napięcie woli stopniowo przechodziły w ciężkie obezwładniające znużenie. Napewno nie znalazłaby w sobie dość siły, by utrzymać się na nogach, by pamiętać o różnych drobiazgach, które należało zabrać, by odsunąć od siebie dotkliwe bolesne wzruszenie, wzruszenie niewytłumaczalne, które