Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do tej, tak surowo skrytykowanej przez nią kasty, że należy do niej z dziada pradziada, że sam jest ziemianinem, że tysiącami nici przyjaźni, pokrewieństwa, wspólnych poglądów i wspólnych interesów związany jest z ziemiaństwem.
Już zaczynała żałować niepotrzebnego przypływu otwartości, gdy Raszewski powiedział:
— Rozumiem, droga kuzynko, jej gorycz. Napewno w tem, co kuzynka mówiła, jest wiele racji, ale gorycz będzie zawsze przeszkodą w bezstronności. Dlatego przez nią, jak przez przydymioną szybkę, można dostrzedz niektóre jaskrawe kolory, wyrazistsze kształty, bardziej rzucające się w oczy szczegóły. Ale obraz nie będzie prawdziwy.
— Takim go widzę — odpowiedziała.
— Bo szybka nie jest przeźroczysta. Nie z winy kuzynki, broń Boże! Leżą na niej całe pokłady sadzy. Kiedyś opowiadała mi kuzynka, dlaczego chciała wyjść za ziemianina. Otóż to, czego pragniemy, ubieramy zawsze w tęczowe kolory. Niepodobna marzyć o rzeczach pospolitych. Przynajmniej ten, kto marzy, przedmiotu swoich marzeń nie uważa nigdy za coś szarego, banalnego, zwykłego. Idealizowanie celu zaś sprowadzić musi rozczarowanie z tą samą chwilą, gdy cel osiągamy.
— Czyż niema celów prawdziwie pięknych, których osiągnięcie nie jest jednocześnie rozczarowaniem?
— Zapewne. Lecz stawiając przed sobą taki cel, należy zgóry przygotować siebie...
— Do zawodu?...
— Nie. Właśnie ustrzedz się od zawodu trzeźwem rozważeniem wszystkich, możliwie wszystkich stron dodatnich i ujemnych.
Magda uśmiechnęła się blado: