Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chcianoby ją zepchnąć na ostatnie miejsce i właśnie dlatego nie mogła sobie pozwolić na zajmowanie innego, niż pierwsze.
Może i domyślali się, jak bardzo nuży ją ta poza, ile nerwów i zmęczenia kosztuje ją ta rola. Mniejsza o to. Znalazłszy się sama, dość miała czasu na biedny, bezsilny płacz, na gniew i smutek. Wobec ludzi trzeba było nie być sobą.
— Jesteś wręcz wspaniała — zachwycał się nią Ksawery — Wyglądasz, jak udzielna księżna.
I całował ją po rękach, wdzięczny za zaspokojenie jego snobizmu.
Nie było mu wprawdzie tak wesoło ani tak swobodnie jak dawniej, gdy w Wysokich Progach pod protektoratem pani Aldony aż dudniło od niekrępowanej zabawy, gdy iskrzyło się od pieprznych dowcipów, pikantnych plotek i anegdot, ryzykownych dwuznaczników, a często-gęsto i od słówek grubych, soczystych, dosadnych, przyjmowanych podłechtanym chichotem lub głośnym rubasznym śmiechem. Wtedy i rozmowy były inne, a w drażnieniu własnej czy cudzej wstydliwości znajdowało się powab przyśpieszonych konkurów, kończących się doraźnie w gąszczu parku lub na ławeczkach przy stawach. Taka już była tu atmosfera, naelektryzowana, ostra, łaskotliwa.
W Radzieńcu rozmawiano o polityce, w Zalotach o zasiewach, zbiorach, cenach i perspektywach rynkowych, w Pomiechowie o polowaniach, w Hańczy o koniach i wyścigach. Do Wysokich Progów przyjeżdżali — poświńtuszyć... Ci sami ludzie w każdym domu byli inni. Tam dyskutowali, ówdzie nudzili się, gdzieindziej bawili się, lecz nigdzie tak, jak u pani Aldony.
Dziś Wysokie Progi pod surowem etykietalnem spoj-