Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ IX

Hucznie i wesoło obchodzono w Wysokich Progach uroczystość chrzcin przyszłego dziedzica. Przyjechała cała rodzina, bliższe, a nawet dalsze sąsiedztwo, znajomi z miasta, różni dygnitarze, jeden biskup i dwaj prałaci. Po obrzędzie chrzestnym, przy którym dziecku nadano imiona Tomasza Michała, Ksawery, rozpromieniony chodził krok w krok za kuzynką Janką, obnoszącą bohatera uroczystości w batystowej poduszce między gośćmi.
— Podobny do mnie, jak dwie krople wody — zapewniał każdego — Prawda?...
Pani Aldona unosiła się zachwytami nad niewątpliwą niezwykłością wnuka i już — jej zdaniem — widoczną inteligencją, chociaż Tomasz Michał liczył zaledwie sześć miesięcy obecności na świecie.
Nawet „pan starszy“ wyrzekł się tego dnia swej rewolucji francuskiej i niezwykle ożywiony krzątał się wśród gości, raz po raz zaglądając do buduaru, gdzie przy opróżnionej kołysce siedziała Magda.
Wyglądała jeszcze blado, a duże cienie pod oczami świadczyły, że nie zupełnie wróciła do zdrowia. Poród, wbrew zapewnieniom lekarzy, był ciężki, po nim zaś wywiązały się różne komplikacje, wprawdzie nie groźne dla życia, ale połączone z dotkliwemi cierpieniami.
Dopiero przed kilku tygodniami wstała z łóżka, a i te-