Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raz zalecano jej mało ruchu. Zapewne wskutek osłabienia jej stan nerwowy również wymagał pieczołowitej opieki. To też, unikając gwarniejszych pokoi, ulokowała się w zielonym buduarze i tu przyjmowała życzenia i powinszowania.
Od połogu otoczona lekarzami, wśród surowo przestrzeganej ciszy, pierwszy raz znalazła się wśród tylu ludzi i to ją męczyło.
Od czasu do czasu do buduaru wpadał Ksawery, przysiadał obok, demonstracyjnie całował ją w czoło i żartobliwie pytał:
— Jakże się czujesz, matrono polska?
Ogromnie był rad ze swego dowcipu, z syna, z gości i z siebie.
Magda przyjmowała to wszystko z uśmiechem, któremu starała się nadać jak najmniej wymuszony wygląd. Wiedziała, że każde jej słowo, każdy ruch, są uważnie obserwowane przez obecnych, wiedziała również, że czuląca się do niej panna Bożenka Słucka postara się później wyzyskać przeciw niej wobec Ksawerego najdrobniejsze uchybienie.
Panna Bożenka od kilku miesięcy była kochanką Ksawerego. Jej ojciec, właściciel odległego o siedem kilometrów Serkowa, przez palce patrzył na romans córki, w przekonaniu, że Ksawery rozejdzie się z Magdą dla niej. Że zaś mówiono o tem głośno w całej okolicy, Magdzie nie trudno było o wszystkiem się dowiedzieć, nawet gdyby nie otrzymywała anonimów.
Różni „życzliwi“ i „oburzeni“ donosili jej o przewrotnych planach panny Bożenki z najdrobniejszemi szczegółami. Magda z łatwością domyślała się, kto był autorkami anonimów. Nie przejmowała się jednak ich treścią