Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie chcę. Spal, wyrzuć, przeczytaj, zrób, co chcesz. Ja wogóle tego listu nie wezmę do ręki.
Magda spojrzała nań uważnie i powiedziała podstępnie:
— Czemu właśnie tego listu nie chcesz, skoro inne z tejże Borychówki odbierasz, a nawet na nie odpisujesz?
Był to tylko domysł, ale Ksawery nie połapał się i żarliwie zaprzeczył:
— Nieprawda! Nie odpisałem na żaden!
Magda uśmiechnęła się:
— Ale otrzymałeś i czytałeś. Nie róbże wyjątku.
Ksawery wziął list, zawahał się chwilę i nagłym ruchem przedarł go na połowę. Rozejrzał się, jakby szukając miejsca, gdzieby wyrzucić i schował do kieszeni.
— Niepotrzebnie przedarłeś — obojętnie zauważyła Magda — będziesz musiał składać kartki do czytania.
— Ach, więc ty myślisz, że dlatego?...
Wyjął i podarł na drobne strzępy.
— Posłuchajno, Wery — powiedziała Magda. — Jest między nami pewne nieporozumienie. Tobie się zdaje, że ja mam coś przeciw twoim stosunkom z panią Czerską. Bardzo się mylisz. Owszem. Uważam, żeś powinien nie zapominać o niej. Kilkuletnie uczucia mają swoje prawa. A pozatem, rozumiem, że przebywanie ze mną może cię nudzić. Ja nawet gimnazjum nie skończyłam, zaś pani Mira jest kobietą wykształconą, doktorem filozofji. To też dużo znaczy...
— Nie drwij ze mnie — przerwał wzburzonym głosem — czy znajdujesz specjalną rozkosz w znęcaniu się nademną? Ja ze skóry wyłażę, żeby ci było