Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się, mój zacny mężu. Jak to mówisz?... Że prawdziwy gentleman w każdej okoliczności...
Ksawery rzeczywiście, nie puszczając cugli, pochylił się do leżącego na ziemi płaszcza, lecz pani Mira z wściekłością podniosła płaszcz sama.
— Magduś — błagalnie zawołał Ksawery — No, poco to wszystko,... No, trudno, stało się...
— Ależ ja nie robię ci żadnych wymówek. Proszę bardzo. Bądź łaskaw nie przeszkadzać sobie. Jeszcze raz przepraszam, że zakłóciłam państwu sielankę. Dowidzenia!... Dowidzenia!...
Skinęła dwa razy głową i nie oglądając się zawróciła w stronę Wysokich Progów. W głowie jej szumiało, a serce tłukło się nieprzytomnie w piersiach. Była półprzytomna. Całą siłę woli skupiała, by iść prosto z podniesioną głową.
Szła tak dobrych pięć minut, gdy usłyszała za sobą tętent.
Ksawery dopędził ją, zeskoczył z konia i przez chwilę szedł obok w milczeniu. I Magda nie odzywała się. Zdążyła już opanować się. Wprawdzie jeszcze teraz z przyjemnością spoliczkowałaby tę nędzną kreaturę, ale postanowiła za wszelką cenę nie wychodzić z obranej roli i postępować rozsądnie.
— Wiem — zaczął Ksawery — że byłem nieuczciwy. Tak... Przyznaję się, niepotrzebnie ukrywałem przed tobą, że zaglądam do Borychówki... Niepotrzebnie tam zaglądałem wogóle, ale zapewniam cię, że zdarzało się to rzadko, bardzo rzadko, a pozatem nie zdradziłem cię ani razu...
— Kłamiesz — odpowiedziała spokojnie.
Ksawery zrobił szybszy krok, by ją wyprzedzić, zatrzymał się i zrobił uroczystą minę: